niedziela, 18 grudnia 2016

1. Chciałem ci powiedzieć, że o osiemnastej po ciebie wpadam, więc wskocz w jakieś ładne ubranko i najlepiej wypij tanią wódkę dla dobrego nastroju.

Daniel

- Dasz radę, Daniel. Zawsze dawałeś. - patrzę w jasnoniebieskie tęczówki, chcąc doszukać się w nich choć odrobiny bólu. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jestem ci wdzięczna. - blondynka kieruje swoją drobną dłoń na moje ramię, lecz odsuwam się o dwa kroki do tyłu i jej to uniemożliwiam. Przez głowę przechodzi mi tylko jedna myśl: jestem debilem, który dał się podejść jak małe, głupie dziecko.
- Co mi z twojej wdzięczności, Liv? - pytam, patrząc na nią z pogardą. Dziewczyna, w której się zakochałem, chyba odeszła w nieznane, a na jej miejsce wskoczyła wyrachowana i perfidna kreatura. - Bez mojej pomocy już by cię tutaj nie było. Umarłabyś, a ja codziennie chodziłbym na twój grób z kwiatami, bo byłaś miłością mojego życia. - wyrzucam z siebie. Najlepsze jest to, że mnie skręca z bólu i mam ochotę odejść, rozpłakać się jak zraniona nastolatka, a po niej nie widać żadnych uczuć. Stoi przede mną i jedyne na co ją stać to przewracanie oczyma. - Uwierz mi, gdybym wiedział, że po zebraniu pieniędzy na twoją operację w Stanach, mnie zostawisz jak jakiegoś psa, to nigdy bym tego nie zrobił. Patrzyłbym na to jak z każdym dniem umierasz i się męczysz, wiesz? 
- Nie mów tak, do cholery jasnej! - unosi głos. 
- Wybacz, Liv, ale straciłem szacunek do twojej osoby. - mówię. - Życzę ci wszystkiego najgorszego, Olivio.. 

ෆෆෆ 

Odkładam niebieską szczoteczkę do stojącego na zlewie kubka i sięgam po ręcznik, którym ocieram twarz. Przewieszam go przez ramię, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Przychodzi mi to z wielkim trudem, bo za każdym razem, gdy na siebie patrzę, widzę chłopaka, który dał z siebie zrobić skończonego debila. Od siedmiu miesięcy nie było dnia, w którym nie wracałbym myślami do tego, co się stało. Od siedmiu miesięcy nie przespałem też spokojnie ani jednej nocy. Za każdym razem ten sam sen, kiedy mówi mi, że to koniec, ale jest mi wdzięczna za uratowanie życia, lub chwile spędzone razem. Powoli mnie to wykańcza, ale staram się jakoś z tym żyć. Jedyną osobą, która wie o moim problemach, jest Johann, ale niezręcznie mi dzwonić do niego za każdym razem, gdy coś jest nie tak.
- Wyjdziesz w końcu? - słyszę głos zdenerwowanej siostry zza drzwi łazienki.
- Już wychodzę. - mówię cicho, nie zważając na to czy usłyszy, czy też nie. Odwieszam ręcznik na wieszak obok lusterka i ponownie spoglądam w lustro, ale mój wzrok pada na literę O, która znajduje się na wewnętrznej stronie lewego bicepsa. Jedyna pamiątka, która mi po niej została to złamane serce, zniszczona psychika i kilka blizn.
Zakładam żółtą koszulkę, zabieram telefon leżący na pralce i wychodzę z pomieszczenia, mijając przed drzwiami rozwścieczoną siostrę. Śpieszno jej na wykłady i czuję się trochę winny, że przeze mnie może się spóźnić, więc przepraszam ją i schodzę na dół. Witam się z ojcem, który majstruje coś przy żarówkach w salonie, i idę do kuchni, w której znajduje się mama z młodszym bratem.
- Chcesz kawy? - pyta, biorąc do ręki dopiero co umyty kubek w białe w kropki. Za każdym razem, gdy go widzę, mam ochotę rzucić nim z całej siły o ścianę, bo przypominam sobie, że był on ulubionym kubkiem Liv, gdy u nas bywała.
- Nie, dziękuję. - odpowiadam krótko, siadając przy stole. - Nie powinieneś być w szkole?
- Powinienem, ale wysiadło ogrzewanie i zrobili nam wolne. - mówi blondyn, biorąc kolejnego gryza swojej kanapki. Patrzę przez chwilę na jego śniadanie i dochodzi do mnie, że pora w końcu zjeść coś porządnego.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy dzień?
- Raczej nie, a co?
- Może pojechałbyś ze mną na zakupy? Pytałam ojca, ale on idzie na popołudniową zmianę do pracy.
- Jasne, mogę jechać. - odpowiadam, posyłając mamie nieznaczny uśmiech, i podchodzę do lodówki. Boli mnie trochę to, że każdego dnia udaję przed mamą, że jest dobrze, a tak naprawdę jest tragicznie. Z początku miałem wrażenie, że domyśla się prawdy, ale z każdym kolejnym dniem doszło do mnie, że chyba uwierzyła mi na słowo, bo jej zachowanie wobec mnie nie było ani trochę podejrzane.
- Modlisz się przed tą lodówką? - głos taty wyrywa mnie z chwilowego zamysłu. Śmieje się, patrząc na mnie, a ja wzruszam ramionami i wyjmuję z lodówki pierwsze lepsze produkty, które będą mi niezbędne do zrobienia kanapek.

Pokornie ciągnę za sobą koszyk na kółkach i biegam po sklepie za mamą, która milion razy odwiedza te same przedziały, bo uważa, że jak nie będzie trzymać się listy to na pewno czegoś zapomni. Cała mama - zawsze przezorna, ubezpieczona i perfekcyjna we wszystkim. Po chwili czuję wibrację w kieszeni spodni, więc wyciągam telefon i spoglądam na ekran.
- Co tam? - pytam, nawet nie witając się z przyjacielem. - Tylko mów szybko, jestem zajęty.
- Cześć, Tande! Ciebie też miło słyszeć, kumplu. - ironizuje. - Chciałem ci powiedzieć, że o osiemnastej po ciebie wpadam, więc wskocz w jakieś ładne ubranko i najlepiej wypij tanią wódkę dla dobrego nastroju.
- Mam inne plany. - sam nie wiem po co kłamię, skoro Johann wyczuwa moje tanie wymówki za każdym razem. Mam jednak nadzieję, że może tym razem jego radar zawiedzie.
- Twoje plany to łóżko i myślenie o tym co zawsze?
- Moje plany to dzika impreza w barze. - wymyślam na poczekaniu.
- Masz mnie za idiotę? - milczę, bo wiem, że Johann nie oczekuje odpowiedzi na to pytanie. - Zaprosiliśmy tylko Nadię, jeśli interesuje cię, kto będzie.
- Interesuje mnie tylko to, czy będzie alkohol.
- Będzie. - przytakuje. - Celina goni mnie do sprzątania, będziemy w kontakcie. - dodaje, po czym w słuchawce słychać już tylko dźwięk zakończonego połączenia. Chowam urządzenie i podążam za mamą, zagłębiając się w myślach dotyczących wszystkiego, co się dzieje w moim życiu.

Równo o osiemnastej Johann zjawił się pod moim domem i pierwsze co zrobił to zapytał o to, czy mam dobry humor, czy najpierw ma zajechać do sklepu po piwo, a dopiero potem jechać do swojego mieszkania. Szczerze powiedziawszy, nie miałem szczególnego nastroju do spędzenia tego wieczoru poza domem.
- Rozbieraj się i idź do salonu. - mówi Celina tuż po tym, jak uścisnęliśmy się na powitanie. Wieszam kurtkę na wieszaku i chowam ją do szafy, a buty odstawiam pod bok i poprawiam szarą koszulę, a chwilę później podciągam spodnie. Zdecydowanie musiałem schudnąć, bo jeszcze niedawno te spodnie pasowały na mnie jak ulał. Wzdycham i kieruję się do salonu, gdzie przy balkonowym oknie dostrzegam koleżankę Celiny.
- Cześć. - witam się, a dziewczyna odkręca się w moją stronę. Ma na sobie delikatnie przetarte jeansy i beżowy sweterek, a włosy związane w niedbałego kucyka. W mojej głowie pojawia się obraz Olivii, która zazwyczaj musiała ubierać takie rzeczy, które wyróżniały ją z tłumu, bo inaczej czuła się jak prostaczka. Z perspektywy czasu mnie to śmieszy, ale przed kilkoma miesiącami właśnie taka dziewczyna zawróciła mi w głowie do szaleństwa.
- Hej. - odpowiada, uśmiechając się. Widzę jej uśmiech po raz drugi w moim życiu i ponownie jestem pod wrażeniem. Chyba stałem się koneserem kobiecego piękna, które w tych czasach coraz bardziej zakrywa makijaż, podążanie za modą i sztuczna osobowość. - Co u ciebie?
- Wszystko w porządku. - odpowiadam. - Treningi, konkursy i tak w kółko. A u Ciebie?
- Zbyt dużo nauki, studia to jednak najgorszy okres życia. - westchnęła.
- Nie może być tak źle. - śmieję się. - Co studiujesz, jeśli mogę zapytać?
- Jestem na pierwszym roku fizjoterapii. - mówi. Przez kilka minut rozmawiamy o studiach, jej planach na życie. Nie powiem, ale jestem w szoku, że tak młoda osoba wybiega ze swoimi planami o kilka lat w przyszłość, a ja nie wiem co będę robił za tydzień. Podoba mi się to, że Nadia nie unika mojego wzroku tylko patrzy mi prosto w oczy, a gdy coś mówię - uważnie słucha i adekwatnie się do tego odnosi. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio tak dobrze mi się z kimś rozmawiało przez tak krótką chwilę.
- Może nie będziemy wam przeszkadzać? - głos roześmianego Johanna przerywa nam konwersację. Po chwili siedzimy przy stoliku i czekamy na Celinę, która zapomniała o serwetkach i teraz krząta się po całym mieszkaniu w ich poszukiwaniu. Szatyn otwiera dziewczynom wino, po czym zwraca się do mnie z propozycją trunków. Z jednej strony mam ochotę na napicie się czegokolwiek, lecz z drugiej trochę dziwnie pić mi samemu, gdy jestem w towarzystwie. Zdecydowanie wolałbym robić to w samotności, do odbicia w lustrze na przykład. - Pamiętaj, że jutro mamy trening. - mówi w pewnym w momencie.
- Gdzieżbym śmiał zapomnieć.
- Wczoraj zapomniałeś. - przypomina mi. Raz w życiu zdarzyło mi się zapomnieć o treningu, a Johann robi z tego aferę na światową skalę.

Po upływie dwóch godzin czuję, że to wcale nie jest taki zły wieczór. Mam alkohol, muzykę i ciągle gadającego o głupotach Johanna, z którego się śmieję, ale Celina niekonieczne. Obserwuję ich i mimowolnie na myśl przychodzi mi Liv, z którą kiedyś lubiłem się droczyć. Minęło już tyle czasu odkąd potraktowała mnie jak naiwnego psa, a ja wciąż nie potrafię wyrzucić jej z głowy. Może to prawda, że jestem głupi? Normalny człowiek miałby gdzieś to, co się stało, i starał się żyć dalej, a nie rozpamiętywał wszystkie szczegóły mimo bólu, który go spotkał.
- Mnie zastanawia jedno: jak Kenneth wytrzymuje z tą swoją kocicą. Przecież ta baba to czyste zło, naprawdę! - Johann gada jak najęty. Swoje obgadywanie rozpoczął od biednego Hauera i znając życie zakończy je na naszym trenerze. - Tande, no powiedz coś!
- Co mogę powiedzieć? Może Sandra narkotyzuje go jakimiś proszkami albo codziennie funduje erotyczne zabawy.
- Myślałam, że chociaż ty nie masz seksistowskich myśli.. - wzdycha jego dziewczyna i opiera się z rezygnacją o oparcie fotela.
- Kenneth ogólnie jest sztywny, więc może Daniel ma rację.
- Czyli ten Kenneth.. jest taki mało elastyczny, tak? - odzywa się Nadia, a my wraz z Johannem wybuchamy śmiechem.
- Mój Boże, wytłumacz mi, co to znaczy, że jest mało elastyczny. - mówi Robertsen.
- Sztywny jak żelatyna. Albo wosk po zastygnięciu.
- Jezuniu słodki, Nadia..
Gdy cała trójka skupia się na dyskutowaniu między sobą, korzystam z okazji i wymykam się z pokoju i idę prosto do łazienki. Zamykam za sobą drzwi, po czym staję przy oknie i zaczynam obserwować to, co dzieje się na zewnątrz. Ruch uliczny jest coraz bardziej znikomy, sąsiednie budynki ozdobione są już światełkami, co jest dla mnie kompletną głupotą, bo do świąt pozostało ponad dwa tygodnie. Dziwi mnie, że ludzie każdego roku ścigają się z innymi w przystrajaniu swego domu i im się to nie nudzi. Nawet nie wiem, kiedy moja dłoń wędruje do tylnej kieszeni spodni i wyciąga z niej paczkę papierosów. To szkodzi zdrowiu i nie jest wskazane w przypadku sportowców, ale wiem, że zwariowałbym, gdybym nie posiadał przy sobie choć jednego papierosa. Odstresowuje mnie to i pomaga choć na chwilę ukoić nerwy. Wyjmuję z paczki papierosa i odpalam go, a potem rozkoszuję się nim.
- Podzielisz się? - do moich uszu dociera głos brunetki. Przymykam powieki, nieznacznie uśmiechając się, a po chwili odkręcam się przodem do niej.
- Nie wyglądasz na osobę, która pali. - mówię cicho.
- Chcę ci dotrzymać towarzystwa. Ty również nie wyglądasz na kogoś, kto pali. - wzruszam ramionami, sięgając ponownie do kieszeni. - Żartowałam, szkoda mi zdrowia na. - robi charakterystyczny gest ręką, gdy wyciągam w jej stronę poniszczone opakowanie.
- Dlaczego nie spędzasz czasu z Celiną i Johannem?
- Są zbyt zajęci sobą. - odpowiada, stając obok mnie. Przesuwam się odrobinę w bok, by mogła stanąć przy grzejniku i oprzeć dłonie o wiszący nad nim parapet. - Niezbyt mam ochotę, by na to patrzeć.
- Rozumiem.
Od naszej krótkiej wymiany zdań mija może ponad pięć minut. Może powinienem zagadać? Sam nie wiem. Ta cisza ani mnie nie krępuje, ani mi nie przeszkadza.
- Wyglądasz na smutnego. - odzywa się w końcu. Milczę, a ona nerwowo przygryza dolną wargę, jakby czuła się głupio przez to, co powiedziała. Zastanawia mnie, czy naprawdę to widać. Poza Johannem nikt nigdy nie zwracał uwagi na coś takiego, nawet moja własna rodzina. Każdy widział we mnie tego samego Daniela, choć nawet ja sam przestałem go dostrzegać, a nawet czuć. - Przepraszam...
- Za prawdę się nie przeprasza. - odpowiadam cicho, spoglądając na nią.
- Więc czemu jesteś smutny? - pyta. Zadaje mi proste pytanie, a ja w jednej chwili się spinam i walczę z mętlikiem, który pojawił się w mojej głowie. Gdyby był to pierwszy raz, pomyślałbym, że coś ze mną nie tak, ale takowe uczucie czułem już po raz któryś. Za każdym razem pojawiało się ono, gdy jakaś dziewczyna starała się nawiązać ze mną bliższy kontakt. Po historii z Olivią straciłem zaufanie do kobiet i otoczyłem się jakąś powłoką, która mnie blokowała.
- Czemu tutaj siedzicie? Jezu, jak tu śmierdzi. - w łazience zapanowała jasność, a w drzwiach stanęła Celina. Jestem jej wdzięczny, że weszła akurat w tym momencie, bo nie wiem, jak wyglądałoby moje zachowanie wobec Nadii, jeśli pobylibyśmy sami choć chwilę.

Poprawiam poduszkę, a potem wsuwam się pod kołdrę i odwracam się twarzą do ściany. Chwilę leżę na brzuchu, potem przekręcam się na bok, a za kilka minut leżę już na plecach. Jedną rękę wsuwam pod głowę, drugą kładę na klatce piersiowej i wzrok wbijam w sufit. Każdego wieczora uświadamiam sobie, jak wielkim idiotą jestem i jak bardzo moje życie nie ma sensu. Z radosnego, pełnego energii i życia chłopaka stałem się wrakiem, który zaprzyjaźnił się z ciszą, samotnością i użalaniem nad życiem. Wystarczyła jedna dziewczyna, by doprowadzić mnie do takiego stanu. Wzdycham głęboko, a z moich oczu zaczynając wypływać słone łzy.

*****
Dobry wieczór :)
Miało być inaczej, ale coś ciągnęło mnie do smutnego Daniela i wyszło jak wyszło. Mam nadzieję, że podoba wam się choć trochę. :)
Jakie macie wrażenia po weekendzie ze skokami narciarskimi w Engelbergu? 
Niesamowicie cieszy mnie drugie miejsce Kamila! ♥
Pozdrawiam :)

Wesołych Świąt! ♥

6 komentarzy:

  1. Super czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Wrażeń po konkursie nie mam zbyt wielu, bo nie oglądałam.... Aż sama się sobie dziwię, że mogłam do tego dopuścić.
    Rozdział świetny, ale jak ja mam się zachwycać, kiedy Daniel tutaj taki smutny... Masakra!
    Może zaprzyjaźni się z Nadią, bo mogą mieć ze sobą coś wspólnego.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się!
    Kochana, rozdział jest cudny, naprawdę fajnie mi się go czytało, ale... tak jakoś strasznie tutaj smutno, przynajmniej na razie.
    Szkoda mi Daniela, aż żal na niego patrzeć, jak się chłopak męczy z tym wszystkim dookoła :( Mam nadzieję, że w kolejnych częściach jednak chociaż minimalnie nam się rozchmurzy. Może pojawi się obok jakaś osóbka, która mu w tym pomoże? :)
    A co do skoków, te przedświąteczne konkursy tylko podkręciły mój apetyt na dalszą część sezonu, szczególnie na zbliżający się wielkimi krokami TCS. Może Polacy w końcu coś zwojują w tym turnieju? ^^
    Czekam na kolejne, ślę wenę i oczywiście tobie również życzę wszystkiego dobrego na święta!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozwól wreszcie, aby wokół Daniela pojawiła się radość. Życzą mu dobrych relacji z Nadią :) Bardzo fajny rozdział! Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Skoki to temat wciąż nowy dla mnie. Ja z tych, co to kochają się w siatkówce, ale zaczynam powoli również bardzo lubić chłopaków z Austriackiego teamu. Może i Norwegowie mnie porwą?

    Danielu, Danielu, otrząśnij się, szkoda życia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam! Wpadam dopiero teraz, ale widząc, że wracasz do nas nie mogłam przejść obok twojego opowiadania obojętnie, bo uwielbiam wszystkie twoje historie 😊

    Ciekawa jestem, co takiego nawywijała Olivia, że Daniel jest teraz w takim stanie 😯 Mimo wszystko mam nadzieję, że szybko się z tym upora ☺️

    Czekam na nowy rozdział.

    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń